Oko w oko… z Maciejem Orłosiem

„[…] trema nikogo nie interesuje, oprócz tej osoby, która występuje. Trema nie jest żadnym tematem dla widzów. Widzowie mają ją w głębokim poważaniu, co ma swoje dobre i złe strony.”

O poczuciu spełnienia, wspomnieniach, a przede wszystkim o tym, jaki powinien być dobry mówca i czy każdy ma tremę, z Maciejem Orłosiem, wybitnym dziennikarzem, rozmawiała Małgorzata Lisiecka, maturzystka z klasy 3B

Redakcja i korekta: RejMedialni

Małgorzata Lisiecka: Brał Pan udział w zdjęciach do „Listy Schindlera”, przeprowadzał wywiady ze sławnymi osobami, pracował w Stanach Zjednoczonych przy budowie restauracji dla włoskiego mafiozo i otworzył kanał na YouTube. Co Pan myśli, spoglądając w przeszłość? Ma Pan poczucie spełnienia?

Maciej Orłoś: [śmiech] O rany… Wszystko jest w tym pytaniu. Mam poczucie spełnienia, ponieważ zrobiłem w swoim życiu bardzo dużo ciekawych rzeczy, również te, które wymieniłaś. Od razu wyjaśnijmy: to, że budowałem restaurację dla mafii w Stanach Zjednoczonych, należy traktować z przymrużeniem oka. Czytaj dalej „Oko w oko… z Maciejem Orłosiem”

Skąd Ty jesteś? Z kraju, gdzie ludzie są wykształceni – rozmowa z Panem Jackiem Ślusarkiem, wiceprezesem Koła Wychowanków Gimnazjum i Liceum im. Mikołaja Reja w Warszawie

Z Jackiem Ślusarkiem, absolwentem naszego liceum z 1966 roku,
o wspomnieniach ze szkolnej ławki i nie tylko,
rozmawiała Aleksandra Szostek z klasy 2B.
Zdjęcia: Aleksandra Wróbel.
Kamera: Alicja Andrusiewicz, Katarzyna Żukowska.
Dawno, dawno temu, gdy łacina była przedmiotem obowiązkowym…

Jakie były wtedy ławki?

Musiałbym zobaczyć, jakie macie w tej chwili ławki, żeby je porównać, ale to było wszystko drewno, dość wysokie, dość kanciaste. Ławki miały dziury na kałamarz. Jeszcze się wtedy pisało takimi piórami, jakie są w tej chwili w gablocie [takie pióra przechowywane są w Sali Tradycji – przyp. red.]. Długopis był rzeczą raczej rzadką. W ciągu czterech lat to się zmieniło, długopis był powszechny już w ostatniej klasie.

Do czwartego piętra włącznie były małe sale lekcyjne, i chyba na drugim piętrze dwie połączone w jedną tworzyły salę gimnastyczną, w której graliśmy w siatkówkę, co wymagało troszeczkę ekwilibrystyki. Numer polegał na tym, że inne licea miały już, w większości na pewno, salę gimnastyczną. Jeżeli chcieli pograć w siatkówkę, mieli właściwie warunki, natomiast myśmy nie mieli. Działało to w pewnym sensie na naszą korzyść. Szkoła brała udział w całej masie turniejów, rejonowych, dzielnicowych, miejskich, wojewódzkich itd. i z reguły kończyła te turnieje na jednym z pierwszych trzech miejsc, dlatego że rozmiar naszej sali gimnastycznej wymagał niesamowitej precyzji podczas rozgrywki. Myśmy grali bardzo, bardzo oszczędnie, a jednocześnie cholernie efektywnie, a ci, którzy mieli salę, w której można było walnąć piłkę i ona leciała dwie minuty pod sufit, tego nie mieli. W siatkówce precyzja jest bardzo ważna. Czytaj dalej „Skąd Ty jesteś? Z kraju, gdzie ludzie są wykształceni – rozmowa z Panem Jackiem Ślusarkiem, wiceprezesem Koła Wychowanków Gimnazjum i Liceum im. Mikołaja Reja w Warszawie”

Kolejna dawka wspomnień o RDK-ach – rozmowa z Panią Profesor Janiec

Redakcja i korekta : RejMedialni

W którym roku organizowała Pani RDKi i jak długo?

Prawdopodobnie w pierwszym roku mojej pracy – był to rok 2010 i 2011, czyli przez dwa lata. Później pałeczkę przejął Pan Profesor Kośmider. I tak już zostało.

Organizowała je Pani razem z Panią Profesor Kraszewską?

W pierwszym roku tak. W drugim Pani Profesor Kraszewskiej nie było. Organizowałam je wtedy chyba z Panią Profesor Krasowską i trochę z Panią Profesor Sałkiewicz. Trwały wtedy rocznicowe obchody założenia Szkoły. Tak to mniej więcej wyglądało.

RDKi powstały w 1997 r., a Panie brały w nich udział jako uczennice. Miały Panie doświadczenia z początków tego festiwalu. Jakie przyniosło to efekty później? Jak odnalazła się Pani w roli organizatora?

W pierwszym momencie był to szok. Wydawało mi się, że tyle od nas oczekują – jesteśmy absolwentami. Potem nagle zrozumiałam, że techniczne rzeczy, sprawa oświetlenia, dekoracji, zgranie terminów, ułożenie harmonogramu –wszystko to spoczywało na moich barkach. Po raz pierwszy w życiu organizowałam jakiekolwiek przedsięwzięcie, i od razu tak duże.

Gdy byłam uczennicą, RDKi trwały dwa dni, piątek i sobotę. Był wtedy zwyczaj odrabiania lekcji w sobotę i w tych okolicznościach organizowaliśmy występy z okazji RDKów. Natomiast nic nie działo się w ciągu tygodnia, nie przypominam sobie tego. Konkursy, np. konkurs wiedzy o krajach anglojęzycznych, powstały później.

Te RDKi okazały się trudne pod względem organizacyjnym i trudne z powodu mniejszego zaangażowania uczniów. Mam wrażenie, że ten czas, rok 2010 i 2011, to był moment ich zamierania. Mało kto miał ochotę coś robić. Padały pytania, czy są one obowiązkowe, czy uczniowie muszą tutaj przychodzić, czy lekcje w piątek muszą się odbywać. Baliśmy się, że gdy ktokolwiek usłyszy, że ich nie ma, nie przyjdzie. Zabawa ma być dla wszystkich, a potem mało osób chce przychodzić.

Skoro dotknęła Pani tego tematu… Gdy przygotowywałem się do wywiadu, słyszałem, że RDKi to była inicjatywa uczniowska. Czy może to Pani potwierdzić?

To zależy, jak na to spojrzeć. Mam wrażenie, że zwyczaj występu klas pierwszych istnieje od zawsze.

Czy uczniowie chcieli występować? Czy trzeba było ich namawiać?

Jeśli chodzi o odczucia mojej klasy (nie będę mówić w imieniu wszystkich), czuliśmy się do tego zmuszeni, nie mieliśmy ochoty tego robić. Powiedziano nam, że mamy obowiązek przygotować przedstawienie. A przecież inaczej przygotowuje się piosenkę, która trwa 3–5 min, a inaczej przedstawienie, które trwa 15 min. To jest praca zespołowa. Przedstawienie jest podzielone na akty, trzeba rozdzielić role, wiele osób musi się jakoś wykazać. Nie każdy ma na to ochotę. Zawsze jest jednak szansa, że w klasie znajdą się osoby, które lubią takie rzeczy. U nas znalazły się, wzięły to na swoje barki i jakoś się udało.

Jeśli natomiast chodzi o inne atrakcje, inne niż występ na scenie… Mam wrażenie, że działo się bardzo dużo rzeczy, które były organizowane z inicjatywy uczniów, np. moja koleżanka, która trenowała judo, oraz kolega z innej klasy zorganizowali szkółkę judo, wyłożyli salę materacami, organizowali pokazy i uczyli prostych chwytów. Tego typu akcje działy się oddolnie. Zgłaszaliśmy raczej takie rzeczy, mieliśmy różne pomysły, nie było tu żadnych ograniczeń.

Gdy jednak patrzę na tegoroczny harmonogram, mam wrażenie, że wtedy było o wiele więcej występów indywidualnych. Każdy chciał się czymś pochwalić. Były to nawet występy wyczynowe, np. gimnastyczek, które trenują od lat i chciały coś przedstawić, lub uczniów, którzy pokazywali piramidy wyćwiczone na lekcji wf-u. Czyli nie szukano niczego dodatkowego, pokazywano to, co działo się w szkole. Takich małych występów było dużo więcej – RDKi trwały dwa dni.

Jaka była frekwencja? Jak Pani to zapamiętała?

Myślę, że frekwencja była niezła. Trzeba pamiętać, że sobota była dniem odrabiania lekcji, nasza frekwencja była odnotowywana. Młodzież była wtedy bardziej karna. Fajne było to, że nie musieliśmy się uczyć. Tak na to patrzyliśmy.

Ostatnie pytania: jaki element RDKów szczególnie mocno zapadł w Pani pamięć?

Niejeden (śmiech).

A najlepsze wspomnienie?

Cóż, chyba nigdy nie zapomnę przedstawienia mojej klasy, które okazało się totalną – choć może to niewłaściwe słowo – klapą. Wystawialiśmy „Opowieść wigilijną”, i to w poważnym tonie. Doszło jednak do sytuacji, które były niezaplanowane, i trzeba było improwizować. Byłam wtedy wraz z koleżanką odpowiedzialna za podkład muzyczny. Ogólnie wyszłoby bardzo fajnie, gdyby nie to, że kolega, który dwa dni wcześniej zgrywał ścieżki dźwiękowe, usunął je, o czym nie poinformował nikogo. Gdy zaczęło się przedstawienie, okazało się, że do dyspozycji nie mamy ani jednej świątecznej piosenki, ani kolęd, które miały się znaleźć w przedstawieniu. Odtworzyliśmy zatem losowo wybrane piosenki (nie miały podpisanych tytułów). Zdarzyła się i pszczółka Maja, i Macarena – już po „Opowieści wigilijnej”… Mimo wszystko nie była to wielka klapa, ale raczej rodzaj żartu…

Publiczność uznała to za improwizację?

Nie wiem, co sobie myślała publiczność, ale dostaliśmy owacje. Najlepsze były miny kolegów na scenie. Dopóki nie usiadłyśmy za konsolą, nie miałyśmy pojęcia, że wyniknie jakiś problem. Oni to zrozumieli dopiero wtedy, gdy odtworzyłyśmy pierwszą piosenkę, a nastąpiło to dopiero po pierwszych dialogach…

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Jak to drzewiej było… Rozmowa z Panią Profesor Agnieszką Kraszewską

O pierwszych Rejackich Dniach Kultury widzianych oczami ucznia, wielkiej odwadze i wielkich zachwytach z panią Agnieszką Kraszewską, nauczycielem języka polskiego w Liceum im. Mikołaja Reja, z okazji dwudziestolecia Rejackich Dni Kultury, rozmawiał Konrad Opałko, Przewodniczący Samorządu Uczniowskiego

Redakcja i korekta : RejMedialni

Uczestniczyła Pani w Rejackich Dniach Kultury jako uczennica, a kilka lat później w roli nauczyciela. Jak się Pani odnalazła w organizacji RDK-ów po zmianie perspektywy?

Powiem szczerze, że zmiana perspektywy nie jest łatwa. Jako uczennica byłam bardziej nastawiona na to, że uczestniczę w czymś, co ma być dla mnie wyłącznie przyjemnością. Z perspektywy nauczyciela i organizatora dostrzega się różnego rodzaju trudności, których uczeń nie odczuwa w żaden sposób. Teraz, gdy stoję „z drugiej strony dziennika”, mam już troszeczkę inne nastawienie. Wiem, jak trudnym zadaniem jest zaplanowanie tak dużej imprezy. Współorganizowałam Rejackie Dni Kultury, w czasach, kiedy klasy drugie wraz z samorządem uczniowskim odpowiadały za przygotowanie całego wydarzenia. Przewodziłam wówczas zespołowi wychowawczemu klas drugich, natomiast samorządem opiekowała się profesor Maja Janiec. Razem z ówczesnym nauczycielem chemii, również absolwentem, profesorem Łukaszem Głazem tworzyliśmy trio organizatorów XIII Rejackich Dni Kultury. Śmialiśmy się, że będą to pechowe,

Czytaj dalej „Jak to drzewiej było… Rozmowa z Panią Profesor Agnieszką Kraszewską”

O rozwoju RDK-ów słów kilka. Rozmowa z Panią Pedagog

Z Panią Anną Krasowską-Motyką, Pedagog szkolną w Liceum im. Mikołaja Reja, z okazji XX-lecia Rejackich Dni Kultury, rozmawiał Konrad Opałko, Przewodniczący Samorządu Uczniowskiego.

Redakcja i Korekta : RejMedialni

Jakie to były emocje, kiedy przyszła Pani do szkoły i od razu zajęła się organizacją Rejackich Dni Kultury – jako druga po Pani Profesor Marii Jurzyk?

W ogóle nad tym nie panowałam. Nie wiedziałam, co się dzieje. Uczniowie sami wszystko organizowali. Nauczyciele denerwowali się, bo dzieci wykorzystywały mnie totalnie. Zwalniały się ze wszystkich lekcji, z czego tylko mogły. Robiły, co chciały. A ja im chętnie wtórowałam. Chodziłam za nimi, dopytywałam, co robią i na jakim są etapie organizacji. Natomiast absolutnie nie wiedziałam, jak RDK-i ostatecznie mają wyglądać. To była wolna amerykanka.
Cieszę się, że miałam takich uczniów, na których mogłam polegać. Byli to fantastyczni organizatorzy, naprawdę świetni.

Czytaj dalej „O rozwoju RDK-ów słów kilka. Rozmowa z Panią Pedagog”

Naprawdę znałam całego Reja. Rozmowa z Panią Prof. Julią Tazbir

Doktor Julia Tazbirowa (1930), harcerz, historyk i nauczyciel. Pracę w naszym liceum rozpoczęła w 1969 r. Pozyskiwała sobie Rejaków pasją, energią, wiedzą, zaangażowaniem w pracę i sympatią dla uczniów. Do jej koła historycznego należało wielu późniejszych olimpijczyków. Prowadziła lekcje instruktażowe dla studentów historii, lekcje pokazowe dla nauczycieli-obcokrajowców goszczących w Polsce, opiekowała się samorządem uczniowskim, układała plan lekcji. Jest autorką i współautorką wielu atlasów historycznych i podręczników historii. Otrzymała – dwukrotnie – nagrodę ministra oświaty i wychowania, a także Złoty Krzyż Zasługi oraz Medal Komisji Edukacji Narodowej.
W marcu 2017 r. Pani Profesor Julia Tazbirowa udzieliła wywiadu grupie RejMedialni.

Czytaj dalej „Naprawdę znałam całego Reja. Rozmowa z Panią Prof. Julią Tazbir”

Sztuka żywi się tragedią. Rozmowa z Adamem Ferencym

O diabłach, chowaniu aktorów pod płotem cmentarza, przesądach i irracjonalności o tym, czego nie należy robić na egzaminach do Akademii Teatralnej i jeszcze więcej #RejMedialnym opowiada Adam Ferency.

 

Adam Ferency – aktor teatralny i filmowy, reżyser. Młodszej publiczności znany z niezapomnianej roli kamerdynera w serialu Niania, jako lord Farquaad w polskim dubbingu Shreka, a także jako głos czytający Dżumę Camusa, Trylogię husycką Sapkowskiego czy Złego Tyrmanda. Państwową Wyższą Szkołę Teatralną ukończył w 1976 r. Występował na deskach Teatru na Woli i Teatru Współczesnego, od 1994 r. związany jest z Teatrem Dramatycznym. Można powiedzieć, że pracował ze wszystkimi, m.in. Antonim Liberą, Krzysztofem Warlikowskim czy Kazimierzem Kutzem. Prowadził zajęcia w warszawskiej PWST.

Pod koniec roku szkolnego 2015/2016 Adam Ferency zgodził się udzielić wywiadu grupie #RejMedialni. Rozmowę prowadziła Aleksandra Szostek z kl. 1B. Obsługa techniczna: Aleksandra Wróbel oraz Weronika Palus.

Czytaj dalej „Sztuka żywi się tragedią. Rozmowa z Adamem Ferencym”

Rej oczami absolwenta – Marcina Dobrowolskiego

marcin_dobrowolski
Marcin Dobrowolski, fot. archiwum prywatne

Budynek Liceum Reja. Kilka pięter pod nami trwają uroczystości związane z obchodami studziesięciolecia Szkoły, za godzinę mają odbyć się RDKi. Znajdujemy się w legendarnej sali numer 59, w której najczęściej odbywają się lekcje łaciny lub wiedzy o kulturze. To miejsce zapadło w pamięć niejednemu uczniowi klasy klasycznej, nic więc dziwnego, że właśnie ta sala stała się świadkiem wywiadu, którego w sympatycznej, koleżeńskiej atmosferze (rozmówca zachęcił nas do mówienia mu po imieniu) obecnym klasykom – Oli Wróbel i Wojtkowi Skrzypkowi – udzielił absolwent klasy klasycznej, członek Koła Absolwentów Liceum im. Mikołaja Reja, redaktor Pulsu Historii – Marcin Dobrowolski.

Czytaj dalej „Rej oczami absolwenta – Marcina Dobrowolskiego”